Wakacje to dla mnie nie tylko czas górskich wypraw, ale również lektur, rozmyślań, błądzenia myślami.
Do takich rozmyślań skłonił mnie spacer w moich rodzinnych stronach, na Pojezierzu Drawskim. A rozmyślania doprowadziły do postawienia mojej HIPOTEZY UCZENIA SIĘ.
(Od razu zaznaczę, że nie roszczę sobie prawa do bycia pierwszym, wyjątkowym, a tym bardziej opisywania moich rozmyślań jako obiektywnej prawdy. Po pierwsze, nie znam na tyle dokładnie literatury w tej dziedzinie, aby stwierdzić, że nikt tego nie sformułował wcześniej przede mną – zapewne tak; po drugie, uważam się za empiryka, nie humanistę, pewności nigdy mieć nie będę).
Do dzieła zatem. Moja hipoteza uczenia się brzmi: UCZENIE WYNIKA Z ZASKOCZENIA.
Gdy piszę o zaskoczeniu, to nie mam na myśli subiektywnego uczucia zaskoczenia. Czujemy się czymś zaskoczeni, ale jest to nasze postrzeganie tego, co czujemy w ciele oraz co analizujemy za pomocą zmysłów.
Mam na myśli coś bardziej obiektywnego – zaskoczenie naszego mózgu. O co chodzi? Już tłumaczę.
Wiemy już, że każde postrzeganie świata przybiera konkretny obraz w naszym mózgu. Neurony odpowiedzialne za analizę światła czerwonego będą aktywne, gdy patrzymy na zachodzące nad morzem słońce, lecz nie gdy przyglądamy się liściom w gęstym lesie. Dysponując odpowiednią aparaturą, moglibyśmy zapewne po aktywności naszych neuronów zbadać na co patrzymy, co słyszymy, czego dotykamy (co już się do pewnego stopnia dzieje). Oczywiście wzorzec ten będzie dla każdego inny, bo nasze mózgi się różnią. I tak inne neurony będą aktywować się, gdy patrzymy na zachodzące słońce, inne gdy wąchamy świeżo mielonej kawy, inne zaś gdy wchodzimy do publicznej toalety. Te neurony aktywują się w sieciach i aktywacje te są przewidywalne.
Co by się stało jednak, gdyby wejściu do publicznej toalety towarzyszył zapach świeżo mielonej kawy, a wystawieniu twarzy na słońce poczucie chłodu? Nasze neurony uaktywnią się wtedy w konfiguracjach nietypowych, niewystępujących wcześniej. To właśnie jest ZASKOCZENIE naszego MÓZGU.
Małe dzieci zaskakiwane są non stop. Zaskakuje je to, że piłka się toczy, czarne pudełko wydaje dźwięki, mama się śmieje, brat się złości, a tata jedząc stuka widelcem. Wszystko jest nowe, wszystko jest ciekawe. Dzieci dążą do poznania tej tajemnicy, a gdy już się czegoś nauczą, szukają dalej. Znajdując, w skupieniu analizują – obserwują, słuchają, dotykają. Gdy zaś nie mogą swobodnie eksplorować, stają się niecierpliwe i drażliwe. Ich program domyślny dąży do bycia zaskakiwanym.
Co się wtedy dzieje w naszych mózgach? Wytwarza się kilka neuroprzekaźników, spośród których najważniejsze wydają się dopamina i noradrenalina. Ta druga wprowadza nas w stan pobudzenia (albo rozbudzenia). Ta pierwsza jest jeszcze ważniejsza, sprawia ona, że mamy motywację do działania. Dopamina wydziela się zresztą najczęściej w sytuacjach zaskoczenia – zetknięcia z nowością, wtedy właśnie, gdy neurony aktywują się w nietypowych konfiguracjach. Najprawdopodobniej dopamina i noradrenalina (z niewielkim udziałem acetylocholiny) mają kluczowe znaczenie dla utrwalania nowych konfiguracji neuronalnych. Wzmacniają one świeżo uruchomione szlaki (pachnąca kawą toaleta) i wycinają te, które nasz mózg uzna za niepotrzebne (np. gdy popełniamy błąd pisząc na klawiaturze). Do końca nie wiadomo jak się to dzieje, wiemy jednak, że kluczowa jest tu nowość sytuacji – zaskoczenie.
Zaskoczenie jest mało efektywnym sposobem działania, dlatego też z wiekiem mamy tendencję do chodzenia utartymi ścieżkami. Przyzwyczajamy się do jednego samochodu, jeździmy na wakacje wciąż w te same miejsce, kupujemy wciąż te same produkty. Skoro się czegoś raz, a dobrze nauczyliśmy, to po co to zmieniać?
Zwykle jest to efektywne i oszczędza naszą energię, jednak nasze mózgi, pozbawione wyzwań zaskoczenia, stają się statyczne, co uważa się za jedno ze źródeł chorób degeneracyjnych mózgu.
Tak więc, jeśli mam rację, chcąc się czegoś nauczyć, musimy zadbać o to aby było to niezwykłe, wciągające, ciekawe. Tak aby nasz mózg był zaskakiwany.