Czy współczesna szkoła jest instytucją przemocową?

Stawiam tezę, że twierdzenie takie jest głównie retorycznym, ale niekonsekwentnym hasłem głoszonym przez osoby o poglądach zbliżonych do moich, po to aby zdyskredytować źle funkcjonujący system edukacji publicznej.

Zachęcam Was do przeczytania artykułu do końca. Nie odrzucajcie go emocjonalnym komentarzem, twierdząc, że nie będziecie czytać wynurzeń jakiegoś konserwatysty (którym nie jestem). Dajcie szansę sobie na zmianę zdania (wiem, że proszę o coś bardzo trudnego).

Po kolei. Czym jest przemoc? Wg PWN, przemoc, to „przewaga wykorzystywana w celu narzucenia komuś swojej woli, wymuszenia czegoś na kimś”. Inne definicje zwracają uwagę na „brak przyzwolenia” osoby, której się coś narzuca oraz „intencjonalność” – tym głownie różni się przemoc od agresji.

Czy szkoła jest instytucją intencjonalnie narzucającą coś dziecku bez jego przyzwolenia? Tak, jest. Podobnie jest z wieloma, jeśli nie wszystkimi instytucjami państwa – sądem, samorządem, urzędem skarbowym, policją, Narodowym Funduszem Zdrowia. Są to instytucje intencjonalnie narzucające nam pewne zachowania, które często budzą nasz opór. Najczęściej dostosowujemy się, bo uznajemy taką formę przemocy za niezbyt intensywną i uzasadnioną.

Podobnie jest ze szkołą – jest to forma przemocy uznawana społecznie za uzasadnioną. Zachowajmy umiar – dzisiejsza szkoła, choć narzuca pewne treści i ich interpretację, choć przemoc bywa w niej obecna – tak pomiędzy uczniami jaki pomiędzy nauczycielami, dyrekcją, rodzicami – daleka jest od przemocowej instytucji z XIX wieku. Odwrót od stosowania kar fizycznych i powolne odchodzenie od kar niefizycznych (np. poniżania) jest w mojej ocenie jedyną ważną pozytywną zmianą w szkole w ciągu ostatnich 100 lat.

Zrozumcie mnie proszę dobrze – jestem zdecydowanym przeciwnikiem tego jak wygląda szkoła dziś. Ale okraszanie jej epitetem „przemocowa” sprawia jedynie, że zaczynamy dyskutować nad niewłaściwymi sprawami.

A teraz do sedna – w definicjach przemocy podkreśla się to, że coś się dzieje bez przyzwolenia. Inaczej można to opisać jako zmuszanie kogoś wbrew jego woli. Tyle, że dziecko to nie jest mały dorosły. Jego potrzeba wyrażania własnej woli ma dużo mniejsze znaczenie niż u dorosłych. Dziecko potrzebuje przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa. Jeśli znajduje się blisko osoby, której ufa, woli, aby to ta osoba decydowała za nie – co będzie na śniadanie, jaki film obejrzą, czego się dziś nauczą. Świadomy wielkiego uproszczenia, muszę jednak stwierdzić, że nie rodzimy się z poczuciem wolności – wolności się uczymy. I nie są to rozważania filozoficzne – to wiedza psychologiczna.

Czy zatem rodzic lub nauczyciel, który decyduje za 10-latka czego będzie się on dziś uczyć zachowuje się przemocowo? Przecież intencjonalnie narzuca mu coś bez jego przyzwolenia.

A może chodzi tu o coś zupełnie innego? Może osoby, którym (podobnie ja mi) nie podobają się działania w edukacji dzisiejszej konserwatywnej władzy, poszukują jedynie mocnych haseł, którymi można tej władzy przywalić. W takich sytuacjach znajdzie to moje zrozumienie. Ale pamiętajmy – wtedy to będzie wyłącznie retoryka.

A na koniec proszę Was o ćwiczenie myślowe – wyobraźcie sobie, że zamiast rządów konserwatywnych mamy mocno lewicowe. Lewica ta usuwa ze szkół religię, zmienia treści nauczania historycznego (mniej patriotyzmu), wprowadza edukację seksualną i nauczanie o ewolucji już w 5 klasie. Dobrze? Jasne, że dobrze. Ale czy nie jest to wyraz przemocy szkoły?