Efekt hazardzisty w Edukacji? Czyli o neurobiologii uczenia się.

Spokojnie, postaram się, aby było łatwe do strawienia (choć konkretne zarazem).

Pisałem w moim ostatnim poście, że uczenie się wynika z zaskakiwania naszego mózgu. A zaskoczenie wynika z uruchomienia sieci neuronalnych, które nie są zazwyczaj uruchamiane naraz. Dzieje się tak np. gdy wyczujemy zapach świeżo palonej kawy w toalecie publicznej (zaskakujące, prawda?). Wiadomo, że kluczowa w tym procesie jest dopamina, która wydziela się w takich właśnie sytuacjach i jest też ona kluczowa w procesach zapamiętywania (tak w pamięci proceduralnej – np. gry w tenisa, lub semantycznej – np. zapamiętywania drogi; choć w obu działa trochę inaczej).

Ciekawe światło rzuca na to laboratorium Wolframa Schultza (link na końcu wpisu), który stwierdził, że utrzymywaniu wysokiego poziomu dopaminy sprzyja niepewność. Nazwał to BŁĘDEM PRZEWIDYWANIA NAGRODY. Otóż, gdy podejmujemy się jakiejś czynności, np. uczymy się grać na gitarze, oczekujemy, że wyjdzie nam w jakiś konkretny, przewidywalny sposób. Im bardziej efekt jest przewidywalny (zawsze zagramy pięknie lub zawsze nam nie wyjdzie), tym mniej dopaminy się wydziela. Im mniej zaś dopaminy, tym mniej jesteśmy zmotywowani do podejmowania się tej czynności. Im bardziej nieprzewidywalny jest rezultat konkretnej aktywności, tym więcej dopaminy i większa motywacja.

Dlatego właśnie hazard jest tak atrakcyjny. Załóżmy że statystycznie hazardzista traci zawsze 10 centów za każdego postawionego dolara (jakoś hazard kojarzy mi się bardziej z dolarami niż innymi walutami). Wiadomo, kasyno zawsze wygrywa. Co by się stało, gdyby za każdym razem, gdy wrzucimy do jednorękiego bandyty monetę dolarową, wyskakiwało nam 90 centów “wygranej”? Zapewne zrezygnowalibyśmy po jakichś 4-5 próbach. A jednak ludzie spędzają przy tych maszynach czasem i po kilka godzin, statystycznie tracąc 10%. Jak to się dzieje? Ano tak, że czasem się wygrywa, czasem traci, czasem wygrywa mało (czyli traci mało), a czasem wygrywa dużo. Ta ciągła niepewność pobudza naszą dopaminę i karze grać dalej.

Jak to wykorzystać w szkole i szerzej, w edukacji? Pewnie należy zacząć od spostrzeżenia, że nagrody wcale nie są takie złe. Zrozumcie mnie dobrze, jestem zdecydowanym przeciwnikiem stopni szkolnych. Ale nie dlatego, że są one nagrodą lub karą (po części też, to jest tematem na osobny artykuł), lecz głównie dlatego, że mają bardzo mały element informujący (nie wiem co zrobiłem źle, że dostałem trójkę). Nagrody zaś, szczególnie jeśli są naturalne, mogą mieć bardzo duże znaczenie w nauce. Jeśli moja drużyna wygrała mecz, bo graliśmy zespołowo, lub zrobiłem karmik, bo słuchałem porad nauczyciela, dostaję dopaminowego kopa, który pozwala mi zapamiętać schematy, które doprowadziły do sukcesu.

Jednak, gdy ścieżka daje pewność sukcesu, przestaje nas to kręcić. Jeśli zawsze wygramy mecz lub zawsze zrobię świetny karmik, nie mam ochoty podejmować tych wyzwań. Piłka nożna jest tu dobrym przykładem, bo jest szczególnie nieprzewidywalna. Jeśli zespoły nie są poziomem daleko od siebie, każdy rezultat jest możliwy. W innych sportach możemy stwierdzić z dużo większą pewnością kto wygra (wiadomo, Adam Małysz).

Tą niepewność szczególnie dobrze znoszą i lubią dzieci, które są z natury nastawione na wyzwania. Tak więc edukacja powinna być ze swojej natury nieprzewidywalna. Powinniśmy dzieciakom proponować zadania, które nie dadzą pewnego rezultatu. Raz wyjdzie, raz nie. Gdy nie wyjdzie, próbujemy ponownie. Nie może być tak, że wyzwanie (/zadanie) jest zbyt proste (wyjdzie zawsze) lub zbyt trudne (zawsze nie wyjdzie). Musi być niepewność.

Jak do tego odnosi się dzisiejsza szkoła? Chyba sami możecie sobie odpowiedzieć, do czego zachęcam.

źródło badania: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/27069377/