Co jest przedmiotem nauki? Nauka jest po to, aby wyjaśnić otaczający nas świat i nas samych w nim zanurzonych. Od szamanów afrykańskiego animizmu aż po technokratów Doliny Krzemowej, wszyscy, którzy mają choć odrobinę czasu i ciekawości, aby wyjść poza swoje doczesne zmartwienia, zastanawiają się nad sensem i przyczyną życia, nad rolą i miejscem człowieka na świecie. Zaduma nad źródłem, celem, znaczeniem jest fundamentem zmiany, którą nazywamy postępem.

Średniowiecznym i starożytnym mieszkańcom Europy, Afryki czy Azji nasza planeta wydawała się ogromna. Trudno było im sobie wyobrazić, że może być tylko drobnym pyłkiem w wszechświecie. Dla nich Ziemia to był wszechświat. A gwiazdy, Słońce, Księżyc? No cóż, logiczną konsekwencją pierwszego założenia było to, że funkcjonują one gdzieś na krańcu świata. Są nieosiągalną przestrzenią władaną przez bogów, którzy obserwują nas z góry.

Nawet ci, którzy żyli w tamtych czasach i mieli umysły wolne od zabobonów oraz otwarte na niekonwencjonalne myślenie, nie byli w stanie wyskoczyć z tej – wydawałoby się logicznej – konstatacji. Nawet dla Einsteinów i Edisonów tamtych czasów punktem wyjścia w rozważaniach o naturze świata było to, że Ziemia znajduje się w jego centrum.

Jednym z takich genialnych naukowców był astronom, matematyk i geograf – Klaudiusz Ptolemeusz. Miał on wszystko, aby dokonać wielkich rzeczy. Żył w II wieku naszej ery, w spokojnych czasach Pax Romana za panowania „dobrych cesarzy”: Trajana, Hadriana i Antoniusa Piusa, gdy ludzie na krótki czas mogli zapomnieć, że ich życie może być przerwane w każdej chwili przez wojenne szachy rządnych władzy królów i cesarzy. Mieszkał w Aleksandrii – mieście słynącym z osiągnięć naukowych i tolerancji, swoistej Dolinie Krzemowej tamtego czasu. Greccy filozofowie, do których sam się zaliczał, wciąż byli wtedy pod wpływem absolutnego autorytetu tamtych czasów – Arystotelesa, ale w przeciwieństwie do niego coraz śmielej prowadzili obserwacje i eksperymenty. Po raz pierwszy w historii powstało coś, co dziś nazwalibyśmy naukami empirycznymi. Na kolejny moment, gdy nauka zaistniała jako istotny element ludzkich poczynań, trzeba było czekać około półtora tysiąclecia. Ptolemeusz nade wszystko dysponował błyskotliwym umysłem, potrafiącym tworzyć skomplikowane modele przestrzenne łączące wiele faktów i obserwacji. Był znakomitym geografem i geometrą. Niestety jego umysł nie był wystarczająco błyskotliwy, aby odrzucić dominujący wtedy pogląd, że Ziemia jest centrum wszechświata.

Ptolemeusz stworzył skomplikowany matematyczny opis ruchu Słońca, planet, gwiazd i Księżyca. Dzięki niemu można było po raz pierwszy precyzyjnie przewidzieć ich położenie w przyszłości. Wykorzystał geometrię do opisu różnorodności ruchów poszczególnych ciał niebieskich. Jego genialna praca została nazwana później Almagest, co jest zbitką arabskiego przedrostka al i greckiego magistre, oznaczającego „największy”. Tak właśnie przez kolejne kilkanaście wieków ludzie zajmujący się wiedzą myśleli o dokonaniach Ptolemeusza. Jego model rzeczywiście robi wrażenie. Pełen jest skomplikowanych pojęć takich jak epicykl, ekwant, deferent. Opisuje Ziemię w środku wszechświata (lub raczej tuż obok środka) oraz poszczególne ciała niebieskie krążące wokół niej po okrągłych (Słońce, Księżyc) lub pokręconych w precelki (planety) orbitach. Gwiazdy, Słońce i Księżyc przestały być siedliskiem bogów, a stały się obiektami rządzonymi przez logiczne zasady matematyki.

A jednak Ptolemeusz nie miał racji.

Zwróćmy uwagę, że Ptolemeusz nie odkrył zasad funkcjonowania wszechświata. On jedynie zaproponował matematyczny model wyjaśniający ruch obiektów go tworzących. Tak samo Mikołaj Kopernik czternaście wieków później niczego nie dowiódł, lecz jedynie zaproponował inny model tłumaczący ruch ciał niebieskich i miejsce Ziemi w tym systemie. Model ten, zwany heliocentryzmem, o którym obecnie uczymy się w szkołach, miał w czasach Kopernika tylko jedną przewagę nad geocentryzmem genialnego Ptolemeusza. Był prostszy. Kopernik (nie wiadomo czy świadomie) zastosował zasadę, która jest współcześnie jedną z najważniejszych wskazówek dla wszelkich dociekań naukowych. Jest nią brzytwa Okhama – zasada, zgodnie z którą w wyjaśnianiu zjawisk należy dążyć do prostoty. Model kopernikański rzeczywiście był prosty. Dziś rozumie go każdy pięciolatek zafascynowany kosmosem. Mało kto pamięta zaś o epicyklach i ekwantach Ptolemeusza, które z najwyższą czcią opisywane były przez profesorów astronomii, od których sam Kopernik się uczył.

Model Ptolemeusza był rewolucyjny. Nie tylko matematycznie tłumaczył mechanikę świata, ale również zmieniał jego logikę. Przestawał on być chaotyczną przestrzenią stworzoną przez bogów dla ich rozrywki. Stawał się przewidywalny, logiczny, możliwy do wyjaśnienia przez naukę. A mimo to dziś Ptolemeusz znany jest bardziej z podręczników historii niż fizyki czy geografii.

Heliocentryzm nie od razu został uznany za właściwe wytłumaczenie modelu funkcjonowania Ziemi, planet i Słońca. Ptolemejski geocentryzm długo trzymał się mocno, wspierany przez autorytet Kościoła katolickiego i ludzkie przyzwyczajenia. Dopiero teoria Newtona i późniejsze zmieniły podejście do pomysłu Kopernika. Spiralne linie ruchu planet wokół Słońca i samego Słońca wokół Ziemi nie mogły być potwierdzone teorią grawitacji Newtona. Okrągłe orbity Kopernika i newtonowska grawitacja oraz prawa dynamiki tworzyły zaś spójny obraz. Kopernik nie był pierwszym, który miał odwagę twierdzić, że Ziemia wcale nie znajduje się
w centrum wszechświata, ale autorytet Kościoła katolickiego przez setki lat skutecznie tłumił wszelkie odstępstwa od zapisanego dogmatu.

Przewrót zapoczątkowany przez Kopernika polegał na odwadze przeciwstawienia się autorytetom i uznanym poglądom, na rzecz faktów i logicznego myślenia. Dziś wielu naukowców ceni Kopernika nie tyle za wkład w uzasadnienie, jak się później okazało, trafnej teorii, ale właśnie za odwagę odrzucania tradycyjnych poglądów. Kopernik stał się wzorem postępowania naukowego nie dlatego, że udowodnił swoją teorię, ale dlatego, że zakwestionował starą.

Kopernik i Ptolemeusz patrzyli w gwiazdy i szukali wyjaśnienia dla miejsca człowieka w kosmosie. Inni myśliciele starożytności, średniowiecza i wieków późniejszych spoglądali w ludzkie wnętrze, dociekając, kim i czym jesteśmy. Robił tak Platon, Arystoteles, Chrystus, Tomasz z Akwinu, Seneka, Kartezjusz, Kant, John Lock, Freud, Nitsche. Jedni istotę człowieczeństwa próbowali wyjaśniać zgodnie z tradycją i poglądami religijnymi, inni rozwijali własne tezy wynikające głównie z osobistych doświadczeń i obserwacji. W ten sposób powstawały skomplikowane koncepcje, operujące takimi pojęciami abstrakcyjnymi, jak: dusza, żywioł, energia życiowa, umysł, popęd, wolna wola czy superego. Rozważania te stały się częścią wiedzy potocznej, systemów moralnych, kodeksów religijnych, wpływając na tak odległe dziedziny jak programy pomocy społecznej czy indywidualne terapie psychologiczne.

Jednak żaden ze wspomnianych wielkich myślicieli przeszłości niczego nie odkrył. Podobnie jak Ptolemeusz i Kopernik, jedynie proponowali oni wyjaśnienia obserwowanych zjawisk. Sam fakt, że większość z nich przekonana była o własnej racji, a ich zwolennicy z religijnym namaszczeniem podchodzili do głoszonych tez, nie sprawił, że odsłonili obiektywną wiedzę. Po latach okazuje się, że niektóre pomysły (na przykład podświadomość) znajdują poparcie w wiedzy naukowej, inne zaś (na przykład dusza) – nie. Mimo to wiara w poszczególne modele wyjaśniające, kim jest człowiek, skąd pochodzi i dokąd zmierza, wciąż jest niezwykle mocno zakorzeniona w zbiorowej świadomości, często niezależnie od tego, co mówi na ten temat nauka.

Wysuwanie pomysłów na wyjaśnienie świata nie jest niczym niewłaściwym. W nauce nazywa się to stawianiem hipotezy. Hipoteza nie musi wynikać ze starannego wieloletniego obserwowania świata przyrody: patrzenia w gwiazdy czy obserwacji zachowań stada wilków. Może równie dobrze wynikać z wyobraźni, intuicji czy osobistych doświadczeń. Ale żadne z tych źródeł nie sprawia, że pomysł na tłumaczenie świata staje się prawdziwy.

Nauka również nie daje takiej gwarancji. Czym zatem zajmuje się nauka? W dużym uproszczeniu zwiększa lub zmniejsza prawdopodobieństwo prawdziwości stawianych hipotez. Zgodnie z tą zasadą prawdopodobieństwo ewolucji jest bliskie 100%, a kreacjonizmu bliskie 0%, ale nie jest wykluczone (choć bardzo mało prawdopodobne), że nowe odkrycia zmienią tę proporcję. Nauka bada te prawdopodobieństwa, stosując metodę naukową – na przykład eksperymenty z odpowiednio dobraną, statystycznie istotną, randomizowaną grupą badawczą i kontrolną (w ten sposób na przykład od lat bada się skuteczność terapii lekowych w porównaniu z efektem placebo, ale też prowadzi eksperymenty psychologiczne).

Naukowiec tym różni się od myśliciela humanistycznego, że hipoteza tego pierwszego stanowi propozycję tłumaczenia świata, podczas gdy teza tego drugiego uważana jest za ostateczny efekt rozmyślań i doświadczeń. Dobry naukowiec nie obstaje na siłę przy swojej hipotezie, weryfikuje ją, gdy pojawiają się fakty jej przeczące. Sprawny humanista jest raczej rozliczany z argumentowania na rzecz swojej tezy. Im sprawniejsze ma argumenty, tym większą szansę na wygranie sporu. Oczywiście są humaniści świadomi mechanizmów racjonalizacji i błędów poznawczych, dzięki czemu potrafią zmienić zdanie. Są też tacy naukowcy, którzy tego nie potrafią. Jednak większość kontrowersyjnych decyzji, w tym politycznych, wciąż podejmowanych jest na podstawie humanistycznych przekonań, a nie probabilistycznej wiedzy. Jeśli, tak jak Zygmunt Freud czy Rudolf Steiner, próbujemy na bazie niesprawdzonych hipotez budować obraz świata wokół siebie, możemy doprowadzić do społecznych lub jednostkowych tragedii.

Myśliciele doby romantyzmu i wcześniejsi rzadko wykorzystywali metodę naukową. Badacze ludzkiej psychiki tamtych czasów zwykle nie dysponowali nawet takimi możliwościami, bo filozofia nauki, zaproponowana przez Karla Poppera, nie była jeszcze znana (choć przyznać trzeba, że Darwinowi nie przeszkadzało to, aby ją stosować). Moje pokolenie, a więc osoby urodzone pod koniec XX wieku, po raz pierwszy w historii może korzystać z metod, pozwalających stworzyć obraz człowieka bliski prawdzie (a więc bardziej prawdopodobny). W końcu, dysponując metodą naukową, a szczególnie dopracowaną metodą eksperymentu, eksperymentu społecznego, statystyką, a nade wszystko metodami obrazowania pracy mózgu, możemy zweryfikować, na ile koncepcje od dawna nieżywych filozofów i myślicieli są trafne, a na ile to jedynie produkty ich wyobraźni nałożonej na zbiorowe przekonania. Podobnie jak Kopernik, stosujemy brzytwę Ockhama, aby odrzucić koncepcje duszy, popędu, energii życiowej, wolnej woli, dobra, a nawet umysłu, które nie mają oparcia w nauce i więcej tworzą zamieszania, niż wyjaśniają. Takie podejście może wydawać się kontrowersyjne, ale jest w moim przekonaniu niezbędne, aby zrozumieć istotę rozwoju Homo sapiens.

Powoli Platon, Chrystus, Seneka, Budda, Kant i Nietzsche dołączają do Ptolemeusza w podręcznikach historii, a za nimi podążają Freud i Jung. Ich pomysły były cenne w rozwoju wiedzy i myśli ludzkiej, dzięki nim mogliśmy posuwać się naprzód, jednak hipotezy, które wysuwali, coraz rzadziej znajdują się w podręcznikach poszczególnych dziedzin nauki. Dziś dysponujemy wystarczająco rozbudowaną wiedzą i doświadczeniem naukowym, żeby stwierdzić, że próby zrozumienia ich teorii nie sprawiają, że zrozumiemy naturę (w tym naturę człowieka) lepiej. Dlatego muszę rozczarować wszystkich fascynatów historii, filozofii i poszczególnych systemów moralnych – w tej części książki będziemy zajmować się głównie nauką, a więc korzystać z hipotez, które wynikają z analizy empirycznej. Nie znaczy to, że są one objawioną prawdą, a jedynie, że są prawdopodobnie bliższe prawdy niż hipotezy w żaden sposób niesprawdzone lub niesprawdzalne.

Ten artykuł jest fragmentem książki “Szkoła od Nowa”