Rozważania o wolności

Wolność jest pojęciem politycznym i filozoficznym. W najbardziej ogólnie wolność to brak przymusu lub możliwość działania zgodnie z własną wolą. W węższej definicji – jest to możliwość wyboru z dostępnych opcji.

Wydaje się, że koncepcja wolności zrodziła się w starożytności jako przeciwieństwo niewolnictwa czy pracy przymusowej. Politycznie mówimy o wolnościach do (np. zgromadzeń, wolność słowa) i od (brak przymusu). Ideologie gospodarcze używają wolności do tłumaczenia swobody gospodarczej.

Czy zatem wolność to możliwość robienia tego, co się chce? Tak, można tak powiedzieć.

Co może być zatem ograniczeniem takiej wolności?
• brak pieniędzy (nie pojedziemy na wakacje do Egiptu, jeśli ich nie mamy),
• prawo (nie wjedziemy do Egiptu jeśli nie mamy odpowiednich dokumentów),
• technologia (ile by zajęła podróż do Egiptu bez samolotów?),
• ograniczenia fizyczne (poważnie zachorujemy),
• polityka (co gdy w Egipcie wybuchnie wojna?),
• prawa natury (wybucha Etna wyrzucając w powietrze pył, który uziemia wszystkie samoloty w Europie).

Załóżmy, że chcemy bardzo do tego Egiptu pojechać i stykamy się z którymś z tych ograniczeń. Czy akceptujemy je? Zapewne tak. Z większą lub mniejszą niechęcią – ale tak.

Dlaczego to akceptujemy? Dlatego, że rozumiemy, że na tym polega życie. Im bardziej nie mamy wpływu na zmiany, które nas dotyczą, tym łatwiej nam zaakceptować ograniczanie naszej wolności.

Aby to udowodnić, wyobraź sobie, że mamy inną sytuację. Chcesz pojechać na tę wymarzoną wycieczkę do Egiptu. Masz wszystkie dokumenty, zebrałeś pieniądze, żadna rewolucja ani wulkan nie stanął ci na drodze. Ale właściciel mieszkania, które wynajmujesz, mówi: „jeśli nie będę cię tu widział w przyszłym tygodniu, wyrzucam twoje rzeczy i wynajmuję komuś innemu”.
Czy będzie to ograniczenie wolności będzie akceptowalne? Zapewne nie. Dlaczego? Myślę, że z dwóch powodów. Po pierwsze – oczekiwanie będzie absurdalne. Po drugie – możemy spróbować wpłynąć na te oczekiwanie. Czyli: (1) jest to niezrozumiałe i (2) mamy na to wpływ.

Każdy z nas zgadza się na pewne ograniczenia naszej wolności. Niektóre są tak oczywiste, że niezgoda na nie wyda się wyrazem szaleństwa. Jak inaczej można oceniać człowieka, który podskakuje machając rękami i pomstuje na prawa natury, że nie może latać? A przecież czy ktoś z nas choć raz nie zamarzył sobie, żeby latać jak ptaki? Prawa natury ograniczają naszą wolność, ale łatwo się nam z tym pogodzić.

W życiu społecznym możemy powiedzieć, że osoby zamożne mają więcej wolności, co widzieliśmy w przykładzie o wycieczce do Egiptu. Jeśli zatem mówimy o wolności do pracy, opieki zdrowotnej, edukacji, dachu nad głową, posiłku i oczekujemy od państwa, że je zapewni, to oznaczać to będzie ograniczenie wolności dla tych, którzy sami sobie je zapewniają, bo nie dość, że będą organizować sobie samodzielnie schronienie i wyżywienie, to dodatkowo zmuszeni zostaną poprzez podatki do zrobienia tego samego wobec innych.

Nawet jeśli przyjmiemy zawężoną definicję wolności, a więc „możliwość wyboru”, stykamy się z oczywistymi ograniczeniami praw przyrody sprawiającymi, że tylko jeden wybór ma sens. A jeśli społeczeństwo i gospodarka zapewnia nam większy wybór, to nierzadko odbywa się to kosztem ograniczenia czyjej wolności – szwaczki w Bangladeszu, mieszkańca lasów Amazonii, dziecka wydobywającego kobalt w DRK.

Piszę to wszystko dlatego, żeby pokazać, że jest zupełnie normalnym dla nas, że akceptujemy różnorodne ograniczenia wolności, a innych – nie. Zatem w dyskusjach o wolności pytanie nie brzmi: „czy powinniśmy być wolni”, ale: „jakie ograniczenia wolności są dla nas nieakceptowalne”, nie „czy rodzimy się wolni”, lecz „na ile wolności możemy liczyć” lub „jakie wolności są dla nas cenne”.
I tu dochodzimy do edukacji i wychowania. Czy kupujemy naszym dzieciom ciastka i batoniki za każdym razem, gdy sobie tego zażyczą? Czy pozwalamy na granie na komputerze do trzeciej w nocy? Czy siedzimy cicho, gdy zachowują się nieodpowiednio w miejscu publicznym (np. śpiewają w bibliotece)? Większość z nas powie – nie. Czy jest to ograniczeniem wolności dziecka – oczywiście.

Są jednak tacy, którzy powiedzą – tak – kupujemy ciastka, pozwalamy grać do nocy, nie zwracamy uwagi na nieodpowiednie zachowanie.

Tylko czy wtedy działamy na rzecz tego dziecka? Czy pozwalamy mu się odpowiednio rozwijać w atmosferze akceptacji. Moja odpowiedź brzmi – nie (choć nie roszczę sobie prawa do posiadania racji). Rodzic, czy opiekun w szkole powinien zwrócić uwagę i wprowadzić ograniczenia. Ma on większą wiedzę, doświadczenie, umiejętności. Dziecko nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji pewnych zachowań, a za niektóre z nich odpowiadać będzie rodzic czy opiekun (co stanowić będzie ograniczenie jego wolności). Dzieci z natury ufają swoim opiekunom, najczęściej przyjmują ograniczenia ich wolności bez problemów. Mało tego, niektóre ograniczenia, w postaci zasad czy zwyczajów, sprawiają, że czują się bezpieczniej, co wspiera ich naturalny rozwój.

Rozsądny człowiek powie: możemy dostarczyć dzieciom informację na temat konsekwencji i pozostawić im decyzję. Ale czy to też nie będzie ograniczeniem wolności? Przecież nasza informacja będzie subiektywną formą perswazji. Powiemy przecież „nie chcę, abyś jadł batony, bo nie jest to zdrowe jedzenie”, albo „twoje zachowanie przeszkadza innym”. Czy dziecko zrozumie? Zapewne tak, o ile jego wiek pozwala na zrozumienie treści przekazu. Czy będzie to ograniczeniem jego wolności? Tak!

Dlatego nie używajmy wolności jako bezwzględnego pojęcia tłumaczącego nasze wybory wychowawcze, bo to się kupy nie trzyma. Każdy z nas godzi się w każdej minucie swojego życia na ograniczenie swojej wolności i nasze dzieci mają podobnie. A nawet bardziej, bo wolności i umiejętności korzystania z nich trzeba się nauczyć, a pozwalanie na wszystko nie jest dobrym na to sposobem.

Zakończę cytatem Jespera Juula: Dzieci rozpieszczone to takie, które dostają zbyt wiele tego, czego pragną, a zbyt mało tego, czego potrzebują.